Jeśli mocne słowa mają mieć moc, warto je oszczędzać – na takie chwile, jak ta. Odwołanie tego meczu to skurwysyństwo.
Nie, nie Widzewa ani Ruchu, którego przedstawiciele robili wszystko, by zagrać – dla kibiców obu drużyn, którzy wypełnili Serce Łodzi. Kilkanaście tysięcy widzów poświęciło czas i pieniądze, by przyjechać na Piłsudskiego 138. Wielu z nich przebyło kilkaset kilometrów.
Wszystko na marne. Mecz odwołano.
Rodzi się więc podstawowe pytanie: dziadostwo, ale czyje?
Ekstraklasy, że do tego dopuściła. Sędziego Kwiatkowskiego, że taką decyzję podjął. Telewizji Canal+, że miała w dupie widzów nie tylko na trybunach, ale też tych przed telewizorami. Dostawałem telefony, o co chodzi, dlaczego nie ma meczu? Okazało się, że od 14:40 – kiedy miał rozpocząć się wstęp do meczu – do 15:30 Canal+ nie był łaskaw zrobić łączenia z Łodzią, by relacjonować na żywo sytuację na murawie. Wyemitował pół godziny po planowanym rozpoczęciu spotkania wywiad z sędzią Kwiatkowskim. Musztarda po obiedzie.
Ustalmy też jedno: padało w ostatnim czasie mocno, ale tuż przed meczem – to nie był Armagedon. Jeśli w takich warunkach miałyby się nie odbywać mecze, to Premier League musiałaby sobie dodać przed nazwą „śp.”. Nie dograłaby sezonu. Na Wyspach Brytyjskich taka pogoda to przecież żaden kataklizm.
Prędzej norma, na którą Łódź nie jest gotowa. Choć nie cała…
Nie chce mi się wnikać, czy MAKiS mógł przygotować więcej łopat (skompromitował się już na początku tego roku z Jagiellonią, liczbą sztuk: 4). Może wyciągnął wnioski, ale wtedy – mimo gorszych warunków – udało się spotkanie rozegrać. I to w miarę sprawnie. Teraz nie.
Nie jest wykluczone, że spartaczony jest drenaż murawy. Ba, jest to wręcz pewne, skoro kilka kilometrów dalej mecz ŁKS II na al. Unii mógł się odbyć bez przeszkód. Rezerwy drugiego z łódzkich klubów mogły swobodnie przegrać ze Skrą Częstochowa 1:3.
Widzewiacy od lat gardłują o nierównym traktowaniu obu łódzkich klubów. Zwłaszcza ze względu na środki finansowe, jakie miasto Łódź przekazało na budowę infrastruktury, którą uznało już za sprawę zamkniętą.
W momencie, gdy Widzew nie ma ośrodka treningowego, na którym nie można trenować przez kilka miesięcy.
W momencie, gdy ŁKS ma stadion, na którym można grać także wtedy, gdy pada deszcz.
*
Wiem, że murawa nie była idealna, ale mimo tych wszystkich wad – uważam, że piłka nożna dla kibiców to nie jest pusty slogan, a mecz powinien zostać rozegrany. Choćby i o godzinie 17. Lepiej poczekać niż drugi raz się wybrać w podróż do Łodzi. Nie dla każdego to kilka przystanków autobusem.
Ci kibice, którzy poświęcili czas wolny i środki finansowe na marne, mają prawo być wkurzeni. Na Ekstraklasę, Canal+, sędziego, na miasto…
Przy tym warto zachować trzeźwość umysłu i nie mieszać z błotem Widzewa. Pracownicy klubu od szóstej rano pracowali, by mecz mógł się odbyć. To jest dla klubu nie tylko problem zdenerwowanych kibiców, ale też duży, finansowy koszt – który gospodarz obiektu do spółki z organizatorem rozgrywek powinni pokryć.
Szacunek też dla prezesa Michała Rydza, który nie bał się w trudnej chwili przekazać kilku słów kibicom, a później na konferencji prasowej nie gryzł się w język: – Sędzia Kwiatkowski podjął decyzję, która dla mnie jest niezrozumiała. Zarządy obu Klubów, oba sztaby szkoleniowe i piłkarze chcieli grać, tego na pewno chcieliby też nasi kibice, ale arbiter zdecydował inaczej – przyznał.
Zdecydował źle – tak samo, jak złe były warunki do rozegrania meczu. Dobrze byłoby wyciągnąć z tego wnioski, bo sytuacja, w której taki deszcz staje na przeszkodzie rozegrania meczów, jest niedopuszczalna.
[…] Kto za to odpowiada? […]
„rezerwy ŁKS mogły swobodnie przegrać mecz”.. Poprawiłeś tym humor 🙈🤣🤣🤣
W punkt. Natomiast mnie zabrakło słów Prezesa odnośnie kosztów kibiców….