GłównaMeczeKomentarz pomeczowyZasłużony punkt w Częstochowie

Opublikowano:

Zasłużony punkt w Częstochowie

Mogło być lepiej. Mogło być gorzej. Nie jest źle?

Nastroje wśród kibiców przed wyjazdowym meczem z mistrzem Polski nie były hurraoptymistyczne. Fani byli świadomi nie tylko klasy rywala, ale też problemów kadrowych w zespole Daniela Myśliwca.

Bardzo możliwa jest zależność: im ktoś mniej wierzył w zwycięstwo widzewiaków, tym wyżej wyskoczył w górę po szybkiej bramce Mateusza Żyry. Przeciętny wynik mógł oscylować w okolicach wysokości, na jaką zdołał wybić się środkowy obrońca przy wrzutce Milosa i uderzyć nie do obrony.

Wreszcie któryś z widzewskich stoperów zdobył gola głową w Ekstraklasie!

Łodzianie nie poszli szaleńczo za ciosem. Z drugiej strony, wytrzymali skomasowane ataki przeciwników, zwłaszcza tuż po objęciu prowadzenia. Za to należą się słowa uznania.

Zamierzałem po meczu zachwycać się duetem Żyro-Ibiza, ale jak to mówią: chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu o swoich planach. Hiszpan jeszcze w pierwszej połowie zszedł z kontuzją. Szkoda, bo za nim bardzo dobry i chyba niedostatecznie doceniany start w nowym klubie. Obyśmy nie zaczęli doceniać, gdy go będzie brakować. To zaś oznaczałoby, że ze swoich zadań wywiązuje się Silva (w Częstochowie wyszło nie najgorzej), albo że kontuzja nie okaże się poważna i Hiszpan zagra w kolejnych spotkaniach.

Wiele osób mówiło o niespodziance, jaką Daniel Myśliwiec szykuje na Raków. Trzeba przyznać, że zadziałała.

Chodziło o zepchnięcie Rakowa w boczne strefy boiska. Na uwagę zasługuje nie tylko zwarty środek pola, ale też sposób, w jaki pressing zakładali skrzydłowi. Dobiegali do obrońców gospodarzy w stylu, w którym napastnicy próbują uniknąć spalonego przy wyjściu na prostopadła piłkę.

Bardzo często w ten sposób piłkarze Rakowa notowali straty, a Widzew – miał okazję na kontry. Brakowało im jednak trochę do poziomu, jakim na Łazienkowskiej niedługo wcześniej popisali się piłkarze Stali Mielec.

Widzew walczył, nie schował się za podwójną gardą, ale gol wyrównujący dla Rakowa momentami wisiał w powietrzu. To zjawisko nasiliło się w drugiej połowie. Jeśli można się do czegoś doczepić, to do zbyt wielu wybitych na oślep piłek. Gdy łodzianie zachowywali zimną głowę – potrafili wyjść spod pressingu i tworzyć sytuacje. W przyszłości musi być takich momentów więcej.

Ten punkt trzeba szanować. Można gdybać o sytuacji Kuna, który miał mnóstwo miejsca, a uderzył zbyt lekko. O niedokładności zmienników, Nunesa i Sancheza, przy kolejnych kontrach. O rulecie Cyganiksa, przez którą stracił piłkę, a Raków wyrównał.

Prawda jest jednak taka, że gospodarze też mogli to spotkanie wygrać. Hanousek wybił piłkę z linii bramkowej, a przecież kotłowało się pod bramką Ravasa dosyć często. Przy czym daleko mi do stwierdzenia, że był to remis szczęśliwy. Nie, ten punkt Widzew sobie wybiegał, wyszarpał i na niego zasłużył.

SKOMENTUJ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj