Nie będę krył złości, frustracji i bólu po porażce w Klasyku.
Minimalizować te uczucia można było w drugiej lidze, gdy Widzew trafił w Pucharze Polski na Legię, która w tamtym sezonie została mistrzem Polski, a niedługo przed premierową wizytą w nowym „Sercu Łodzi” ograła Wisłę Kraków 7:0. Odrobiliśmy dwie bramki, a losy awansu ważyły się w końcówce i do końca.
Uczucie niedosytu mogło dominować wtedy, gdy jako ekstraklasowy beniaminek postawiliśmy się faworytowi, zremisowaliśmy 2:2, a „co by było gdyby…” Hansen podał do Hanouska w ostatnich sekundach – zastanawiam się do dziś.
Ale nie teraz. W trzecim sezonie na najwyższym poziomie, robiąc rokroczny progres. Po kilku ekstraklasowych okienkach transferowych. Ze zbilansowanym budżetem. Z trenerem pracującym od ponad roku. Z drużyną, która kilka miesięcy temu potrafiła z Legią wygrać.
Teraz czuję niesmak i nie boję się otwarcie o tym napisać. Trudno mi się podniecać tym, że nie zagraliśmy tak słabo, jak w poprzedniej kolejce z Górnikiem Zabrze. I to pomimo opisywanej na tym portalu nie raz świadomości, na jakim etapie jesteśmy i ile nam brakuje do czołówki, w której jest stołeczny klub.
Jeśli faktycznie się rozwijamy, powinniśmy już minąć etap „pięknych porażek”. Zwłaszcza że nie było w tej aż tyle piękna.
Sami przy Łazienkowskiej zabijaliśmy piękne rzeczy. Nic ze świetnego dośrodkowania Kerka, gdy Rondić w doskonałej sytuacji klatką piersiową podaje, zamiast przyjmować i uderzać nogą, albo bez przyjęcia głową.
Nic z dobrego wejścia Kozlovsky’ego, gdy później źle przyjmuje. Cybulski też niepotrzebnie oddaje mu piłkę w tłoku, zamiast wyłożyć patelnię Sypkowi.
Akcja bramkowa natomiast jak w soczewce skupia wiele naszych cech w tym meczu.
Alvarez zachowuje spokój. Bez paniki mimo pressingu Kapustki. Gra miękko do Kerka. Ten znakomicie uruchamia Sypka. Skrzydłowy nie wygrywa pojedynku szybkościowego, trochę hamuje akcje, ale koniec końców zagrywa dobrze do Cybulskiego. Przed młodzieżowcem obrona Legii rozstępuje się jak morze przed Mojżeszem.
Cybulski z tego miejsca powinien uderzyć lepiej, ale uznajmy, że po części rehabilituje się za odpuszczenie Kapustki przy pierwszym golu Legii. Do piłki dopada Alvarez. Znów miękko zagrywa do Kerka. Tym razem genialnie, lobując Tobiasza. Niemiec robi swoje. Mimo przewagi optycznej gospodarzy – zostaliśmy w grze.
Jeszcze przed przerwą Kastrati, trochę w swoim stylu, dał się wyprzedzić i dopuścił do uderzenia głową Morishity. Jeśli można się zastanawiać, czy Gikiewicz – mimo bycia zasłoniętym, z rykoszetem po głowie Żyry – mógł coś zrobić przy pierwszej bramce, tak tutaj wybronił remis do przerwy. Kilka minut po niej zaś wyłapał uderzenie Luquinhasa.
Widzew odpowiedział jedną z najgroźniejszych swoich broni. Nie, nie pressingiem, który w Warszawie wypadł z łódzkiego arsenału. Chodzi o stały fragment gry Kerka. Piłka spadła pod nogi Rodnicia, ale ten się odchylił i przeniósł piłkę nad poprzeczką. Gdy dodamy do tego złamanie linii spalonego i brak efektów wspomnianego pressingu, otrzymamy mizerny występ Bośniaka. Pracował, potrafił się zastawić, zgrać piłkę tyłem do bramki, dobrze podać – ale nie grał na tyle fenomenalnie, by dostać status niezmienialnego w drużynie Myśliwca.
Tymczasem Hamulić nie wszedł za rodaka. To oznaczało, że 1/3 meczu zagramy bez Kerka. Rudowłosy pomocnik upadając na piłkarza Górnika, pechowo rozciął skórę w miejscu zgięcia kolana, co uniemożliwiało szycie i występ w Zielonej Górze. Pracował jednak na stadionie, zaliczył treningi przed Legią i nie wyglądał na kogoś, kto jest zadowolony, że schodzi.
Pozbawiliśmy się tym samym jednego z największych atutów. Być może to jego stały fragment, a nie Legii, rozstrzygnąłby ten mecz? Być może wykorzystalibyśmy jego współpracę z Hamuliciem, nieco szybszym, mocniej prowokującym prostopadłe podania, a z którym nie miał jeszcze okazji w Ekstraklasie spędzić na boisku choćby minuty?
Zbigniew Boniek również zauważył, że momeny zmian mógł być kluczowy dla Klasyku. „Legia wygrywa może i zasłużenie, a może przez błędy w 65 min. Kto to wie”, napisał na X.
Wtedy wszedł Gong, który nie zrobił niczego, by nie zostać kozłem ofiarnym. Z drugiej strony, nie miał niecelnego podania, choć wykonał tylko cztery. Raz udanie dryblował, raz odebrał piłkę. Oczywiście, nie pomógł. To nie podlega dyskusji. Zastanawiam się jednak, czy szukanie w nim jedynego winnego porażki, gdy nie zagrał gorzej choćby od Łukowskiego, to nie spłycenie oceny naszej gry, a także dość przykrego tematu pt. „skrzydła w Widzewie”.
Był jeszcze wolny Alvareza, gdy Hiszpan popędził z piłką przez pół boiska, został sfaulowany i uderzył groźnie w słupek. Był niezły wolej Hamulicia zza pola karnego. I to w zasadzie tyle. Widzew zrobił wiele, by wygrać – ale to nie wystarczyło.
Feio udowadniając wyższość swojego zespołu, posłużył się faktami, z którymi trudno dyskutować: „18:7 w strzałach, 6:3 w celnych, 7:3 w rzutach rożnych, które są potencjalnymi sytuacjami i dzięki któremu wygraliśmy. Więcej podań. Celnych również. Więcej podań na połowie przeciwnika i w ostatniej tercji. Więcej wejść w pole karne rywala. Więcej dośrodkowań. Więcej odbiorów na połowie przeciwnika. 36 sprintów więcej”.
Najważniejsza statystyka zawsze jednak dotyczyć będzie bramek. Na ich strzelaniu polega piłka nożna. Dzięki temu się wygrywa. Chodzi o maksymalizowanie szans ich zdobycia. A więc też o regularność.
I tak jak nie ma przypadku w zagraniach Alvareza i Kerka – duetu, który dał nam gola na Łazienkowskiej – tak jest go stanowczo za dużo w fazie finalizacji akcji. Cieszę się, gdy mamy szczęście – ale ono ma to do siebie, że raz jest, a raz go nie ma. Nie można płakać, że tym razem go zabrakło.
Fakt, że raz na jakiś czas kij od szczotki strzeli, nie czyni go karabinem.
Dlatego nie mam zamiaru celebrować złych decyzji, kiksów i błędów ciesząc się, że „było blisko”. Nie mam ochoty celebrować gdybania.
Jakie standardy, takie wyniki.
Spodziewam się też, że ta sama szklanka, która byłaby do połowy pełna w jakimkolwiek innym meczu, w derbach czy z Legią jest do połowy pusta.
Może nie byłbym aż tak wściekły, gdyby zarabiający pięć razy więcej piłkarze okazali się pięć razy lepsi? Trudno, taki sport, takie życie. Nie pozostałoby nic innego, jak wrócić do pracy u podstaw, próbować nadrabiać dzielący nas dystans i przy następnym spotkaniu znów szukać swoich szans.
Tak jednak nie było w niedzielny wieczór przy Ł3. Lepsi byli, ale nie aż tak. Nie poza zasięgiem. Nadarzyła się okazja, by wykorzystać słabości gospodarzy, których też nie brakowało. Nie zawsze przecież wygrywa ten, kto ma optyczną przewagę.
Ale swojej szansy nie wykorzystaliśmy. Dlatego jestem zły. Zdaję sobie sprawę, jakie przewagi konkurencyjne ma klub z Warszawy – ale im są one większe, tym mniejszy w rywalizacji z nim mamy margines błędu. Tym mocniej boli każdy z nich.
Przy czym nie mam wielkich pretensji do piłkarzy. Wierzę, że każdy z nich dał z siebie wszystko. Zagrał jak potrafił, choć to też są ambitni ludzie i mam nadzieję, że oczekują od siebie więcej. Ale czy wszystko dobrze zrobił trener Myśliwiec? Pisałem wyżej choćby o ściągnięciu Kerka. Czy żadnego błędu nie popełnił dyrektor Wichniarek? Okienko zamknięte, a kibice wciąż mogą wstawiać mema „gdzie są transfery?”, bo z jednym tylko wyjątkiem – wszystkie poza wyjściowym składem.
Dla mnie traktowanie Widzewa jakby tydzień temu wrócił z rewanżu z Liverpoolu nie różni się wiele od traktowania grającej w niedzielę na Łazienkowskiej drużyny jak najlepszego zestawu, na który nas stać i który możemy mieć. Dwie strony tej samej monety. Do wyrzucenia.
Na dodatek po meczu czułem się, jakbym oglądał pokręconą wersję „Pulp Fiction”, w której Marsellus Wallace – zamiast do Butcha, który w ustawionej walce ma dać się znokautować – przemawia do kibiców Widzewa: „Poczujesz lekkie ukłucie. To odezwie się twoja wkurwiona ambicja. Pierdol ambicję! Ambicja tylko boli, a nigdy nie pomaga. Zwalcz ją w sobie”.
Nie róbmy tego. Chcąc częściej nokautować niż leżeć na deskach, musimy – jak postać grana przez Bruce’a Willisa – walczyć i nie akceptować takich porażek.
Jest spora przestrzeń między oderwanym od rzeczywistości oczekiwaniem cudów bez piłkarskich argumentów i podstaw, a pogodzeniem się z przegraną jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego, bo przecież jesteśmy słabsi i biedniejsi.
Minimalizm i narzucony sobie imposybilizm na pewno nie pomogą nam zdjąć betonowych butów przeciętniactwa.
Legia była w naszym zasięgu ale grając takim a nie innym składem + wykonując bezsensowne zmiany sami sobie podcinamy skrzydła. Nie zmienia się w grze Widzewa nic i co najgorsze.. nie widać na dzień dzisiejszy światełka w tunelu…
Mam pytanie z innej beczki. Panattoni podobno jest zainteresowane zakupem Górnika Zabrze. Bartłomiej może warto zapytać Pana Stamirowskiego czemu to samo Panattoni które nas sponsoruje nie jest zainteresowane zakupem Widzewa?
Felieton w sedno, brak nam takiego zawodnika jak Pawłowski, który przejmie inicjatywę w drużynie, brak napastników z prawdziwego zdarzenia jak ktoś napisał na widzewtomy w ataku mamy Cyrkowców!
Też uważam, że przegraliśmy ten mecz po zmianach trenera Myśliwca. Bartku miałbym prośbę o zadanie takowych pytań trenerowi (gdyż masz do Niego bliżej), ewentualnie pochylenie się nad niektórymi kwestiami:
– czemu usilnie wpuszcza na boisko Gonga? Czy to jest narzucone odgórnie? Nie trzeba, być wielkim znawcą piłkarskim, by widzieć, że piłkarz nie wnosi nic do gry, może jedynie chaos. Nie pressuje (co uwielbia nasz trener), odpuszcza w obronie, generalnie wydaje się zagubiony na boisku i ewidentnie gra na alibi. Tym bardziej winię Wichniarka za ten transfer, tym bardziej, że gotówkowy. Jeśli prawdą jest, że obserwowali Gonga dłuższy czas i nie wyłapali mankamentów widocznych gołym okiem to bardzo źle świadczy o scoutingu.
– Łukowski na skrzydłach to nieporozumienie. Facet nie biega, w ogóle to nie jest jego pozycja.
– Trener zmianami przegrał ten mecz. Zdjął biegające skrzydła i zamienił na… no właśnie na co? Cybulski generalnie prezentuje słaby poziom, ale w tym meczu grał najlepsze swoje zawody. Sypek też stosunkowo ok (Nawet Żewłakow zwrócił uwagę na Sypka w Liga+ extra). Zdjęcie Kerka to sabotaż. Jedna z dwóch najskuteczniejszych broni w ofensywie (drugą jest Alvarez) została wyrzucona. Trener się gubi. Czy zmieniłbym Myśliwca? Nie… wierzę, że ma warsztat, ale musi się trochę zreflektować i obiektywnie spojrzeć na swoje poprzednie posunięcia.
– Klimek… no właśnie. Co się stało z tym chłopakiem? W jakiej by jednak nie był dyspozycji, to na pewno lepszej niż Gong. Nawet Fabio wyciągnięty z rezerw byłby lepszy.
– Panattoni… liczę, że ten temat też zostanie wyjaśniony i będzie stale monitorowany, bo coś ucichło.
Cóż , cytując klasyka są trzy rodzaje kłamstw : duże kłamstwa , małe kłamstewka i… statystyki. Pisałem i podtrzymuję : Myśliwiec odjeżdża coraz bardziej tylko , że nie w tę stronę , w którą potrzeba. Facet jest niereformowalny. Pożegnać jak najszybciej. Zapomnieć o przydupasach , przestrzeniach, tercjach i innych idiotyzmach . Zacząć…grać po prostu w piłkę. Bez słupków i wykresów. Gongiem chciał wczoraj wygrać ? Z kim miał grać Hamulic poi zejściu Kerka ? Z Pipczyńskim w pici polo za bramką ? Słowem : Myśliwiec doszedł do ściany i z tej mąki chleba już nie będzie. Nie chciał wygrać z przeciętną Legią to Feio ograł Widzew. I tyle. Niestety.
Tomasz Tulacz ,z Puszczy,albo Ojerzynski ,lub Mroczkowski na trenera Widzewa, niech pan Daniel troche odpocznie, i zobaczycie jak odpali Klimek, Hamulic, Lukowski
Kiedy byłem 1996 na Łazienkowskiej i przegrywaliśmy 0:1 to mi się marzyło, żeby Szczęsny nie trafił przy wybiciu w piłkę i jakimś cudem byłby i byłby remis. Jak się później okazało mieliśmy potencjał na LM.
Dziś, gdyby nasi działacze zaproponowali 7egłej za darmo zamianę choćby jednego zawodnika, do żadnej wymiany nie nie doszło. Gramy w potencjale piłkarskim ligę niżej, a w chciejstwie i oczekiwaniom dwie ligi wyżej.
Dlatego proszę, nie pisz bzdur tylko wierz.
Bartek, felieton napisany jak zawsze „the best”. Mam też takie wrażenie, że niestety ten mecz przegraliśmy w 65 minucie. Większość kibiców nie rozumie tych zmian Myśliwca. Kiedy dominujemy w środku pola ściąga Kerka by grać na dwie 9-wiątki. Zamiast ściągnąć Rondicia, który mam wrażenie jest mocno pod formą (szczególnie strzelecką). Rondić to bardzo waleczny i ambitny zawodnik. Czy jednak typowa 9 powinna przebiegać w meczu najwięcej kilometrów? Czy jednak może powinien się skoncentrować na jak najlepszym dojściu do podań i dośrodkowań (choć tym ze skrzydeł do ideału bardzo daleko). Czy akurat zmiana Cybulskiego była konieczna, gdy grał chyba najlepszy swój mecz od dawna. Mnie w postawie Myśliwca najbardziej wkurza próba zamknięcia wszystkiego w schematach i statystykach. Według których, ten nie był zły bo miał taką a nie inna celność podań, a ten wykonał tyle odbiorów i przechwytów i tylko akurat jeden przechwyt mu nie wyszedł (a, że akurat po nim padła bramka to już statystyki tego nie pokazały). Tak jak Bartku napisałeś po meczu z Górnikiem, porażka była po stronie naszych zawodników, tak porażka z Legią idzie chyba na konto naszego trenera.
Pelna zgoda, Mysliwiec robi coraz wieksze bledy,zmiana trenera nieunikniona, chyba ze dzialacze nie chca rozwoju Widzewa, pan Daniel niszczy Klimka,a trwanie przy Rondiciu,podczas gdy widac ze jednak Hamulic jest lepszy,to glupota
Zdecydowanie nie ma się czym podniecać. Zagraliśmy przyzwoicie. Nawet nie dobrze. Jedynie PRZYZWOICIE. Na 3 w szkolnej skali.