Możemy powalczyć z najsilniejszymi w tej lidze. Co zrobić, by zwiększyć tej walki regularność?
Stać nas na remis w dobrym stylu z klubem, który dwa lata temu świętował mistrzostwo Polski, a rok temu – grał z Fiorentiną w ćwierćfinale Ligi Konferencji. Ale to już wiedzieliśmy przed meczem z Lechem Poznań, z którym przecież wygraliśmy na Bułgarskiej. Możemy wygrać z Legią, z rozpędzonym tej wiosny Górnikiem Zabrze albo urwać punkt mistrzowi Polski na jego terenie.
To wszystko Daniel Myśliwiec zrobił ze składem, który w Widzewie zastał.
Co musi się stać, by doświadczać takich meczów częściej? By nie były jedynie wyskokami, sufitem osiąganym wtedy, gdy o dobrej porze przyjdzie się mierzyć z dobrym rywalem?
Odpowiedź wydaje się oczywista: zastany przez Myśliwca skład trzeba wzmocnić. Solidnie.
Nie tak jak zimą, gdy świetny bramkarz zastąpił świetnego bramkarza, a na reszcie pozycji wszystkie miejsca w składzie zostały zachowane. Trzeba świeżej, dobrej krwi. Bo bardzo dobry piłkarz różni się od dobrego tym, że nie schodzi z odpowiedniego poziomu.
Zagra świetnie i z Lechem w Poznaniu, i z Wartą w Grodzisku Wielkopolskim. I z Legią, i z Puszczą.
Mecz z Lechem Poznań był w naszym wykonaniu bardzo dobry, a stadion przy Piłsudskiego 138 odpuszczałem ukontentowany. Nie opuszczała mnie tylko jedna myśl: dlaczego tak nie możemy zawsze? Nie zawsze wyjdzie, to oczywiste, taki jest sport. Ale zawsze powinniśmy się na taki poziom wznosić. Krótko mówiąc: ten sufit powinien być podłogą.
Na wyższe piętro bez wzmocnienia składu nie wejdziemy.
Jasne, to też kwestia pieniędzy, ale w takich przypadkach można ten proces rozłożyć w czasie. Oczekiwałbym, że zimą uda się sprowadzać jednego piłkarza do podstawowego składu, a latem – dwóch czy trzech. Uwzględniając zimowy dług można uznać, że tego lata nawet czterech.
Nie dziesięciu, dla ulotnej jak ulotka euforii kibiców w komentarzach, w których przez chwilę nie znajdziemy pytania z memów o to, gdzie są transfery.
Patrzyłem na piękne obrazki z Anfield, gdzie kibice oklaskiwali odchodzącego Kloppa tak, jak przed laty po ćwierćfinale Pucharu Europy oklaskiwali Wielki Widzew. Niemiecki trener zrobił z The Reds krok do przodu. W jaki sposób?
Przecież sumarycznie w pięciu okienkach transferowych po przyjściu wydał dokładnie tyle samo, ile Liverpool przed nim – około 350 mln euro. Ale nie kupował na sztuki. Zamiast brać Markovicia i Balotelliego – wolał wyłożyć takie same pieniądze na jednego Salaha. Pewnej zimy przyszedł van Dijk. Za dużą kasę, ale tylko on. Nikt więcej.
Jakość, nie ilość.
Czy ściągnięcie droższego, bardzo dobrego prawego obrońcy wyszłoby nam drożej niż ściąganie na tą pozycję kogoś co roku?
2020/21 – Patryk Stępiński.
2021/22 – Paweł Zieliński.
2022/23 – Mato Milos.
2023/24 – Lirim Kastrati.
I choć nawet Serafin Szota był tam próbowany, na przyszły sezon przydałoby się sprowadzić tam kogoś nowego.
Z drugą stroną jest to samo, choć nazwisk jeszcze więcej. W ciągu czterech sezonów przyszli Mikulić, Gach, Nunes, Gołębiowski, Ciganiks, Silva…
Dość.
Rywalizacja jest dobra, ale piłkarzy do rywalizacji to już mamy wielu.
Jeśli chcemy iść wyżej, musimy ściągać tych z jeszcze wyższego poziomu. Nawet jeśli ma być ich mniej.
Nie średnich, rozbijających mozolnie budowanych atmosferę choćby przez sam fakt, że są nowi i chcą zabrać miejsce w składzie tym, którzy już są.
Nie chcę kolejnej zmiany Stępińskiego na Kastratiego.
Piłkarze w wielu momentach tego sezonu zapracowali na to, by nie zostać wymienionym na innych z tej samej półki. Zapracował też na to sam trener.
Ten zespół zasłużył na bycie lepszym.
I was looking at some of your content on this website and
I believe this site is rattling informative!
Continue putting up.Money from blog
Sytuacji z bocznymi obrońcami to śmiech na sali, sprowadzani chyba kluczem sympatyczności jak Silva. Szybciutko taki boczny obrońca jest weryfikowany, nie potrafi za grosz bronić, zawala bramki, elektryczny. Szukający pozytywów twierdzą że przynajmniej do przodu nieźli, skąd takie wnioski są wyciągane? Nie wiem, Chyba wystarczy piłkę prosto podać i już „dobry do przodu”. Tak czy siak mija trochę czasu, kończą na skrzydle, grają dennie ale z racji pozycji ich błędy nie zawalają bramek, przynajmniej nie tak często jak na obronie. I to się tyczy Zielińskiego, Fabia, Cyganiksa. Gdyby nie kontuzje Kastratiego (ten to dopiero parodysta, pierwsze 4 mecze 3 razy wjazd wyprostowanymi nogami w przeciwników, jak on czerwonej nie wyłapał ani razu to cud, pomijając ogólną tragiczność jego gry) i Milosa pewnie też już by mieli swoje debiuty na skrzydłach, a boki obrony dalej odsłonięte, a taki Stępiński który jakiś poziom tam reprezentował pogoniony.
Odpowiedź na postawione pytanie oczywiście trafiona, ale niestety punkt za daleko na liście zależności bo żeby ten zespół był wzmacniany a nie „wzmacniany” to musi dość do zmiany właścicielskiej i powinniśmy o tym mówić tak jak mówimy o za małym stadionie.
Można powtarzać banialuki że „nikt nie chce kupic”, ale czy właściciel chce sprzedać? Jak można znaleźć kupca na coś czego ktoś nie chce sprzedać? To manipulacja ze strony TS.
W rozmowie z BStando Stamirowski zapytany o współpracę z Bonkiem zaczął się wić jak wąż żeby tylko nie powiedzieć nic konkretnego. Sam autor tego tekstu prowadził te rozmowę, widział te bardzo niepokojącą reakcje i teraz przymyka na to oko.
Stamir mówi żeby do niego kupcy dzwonili, co to jest w ogóle za stanowisko. Miliarder ma sam znaleźć Widzew, samemu ma złożyć ofertę kupna na skrzynkę mailową Stamira który może łaskawie zerknie na to okiem. Czy my jesteśmy gigantem a Stamir jest miliarderem żeby tak stawiać sytuację czy my jednak wisimy na włosku a Stamir nie ma pieniędzy na klub Ekstraklasy?
Odpowiedź jest oczywista więc czemu właściciel który rzekomo chce dla klubu dobrze zachowuje się jakby był Świerczewskim kiedy w rzeczywistości jest małą płotką? I dlaczego my kibice się na to godzimy i szukamy wszędzie dookoła rozwiązań problemów ignorując fakt że one wszystkie wynikają z centralnego punktu klubu?