Opublikowano:

Przegapione punkty

Chyba nigdy w Ekstraklasie nie byłem tak pewny wygranej Widzewa jak przed meczem z Radomiakiem.

Czy byłem zachwycony Widzewem w Poznaniu? I to jak! Jestem kibicem. To dla mnie naturalne. Czy miałem opory przed mówieniem o „micie założycielskim„? Niestety, tak. Ale nie dlatego, że w niego nie wierzyłem. Dlatego, że kiedyś bardzo mocno się na tym przejechałem.

Po meczu z GKS Bełchatów w 2. lidze trybuny odlatywały, pokazaliśmy charakter i w dziewiątkę, przeciw sędziemu, wyciągnęliśmy remis. W radiu u Arka Stolarka rozpływałem się nad tym, jak drużyna po serii 7 zwycięstw z rzędu odnalazła się w trudnej sytuacji. Jak musi być teraz scalona, jaka więź się wytworzyła, że widziałem prawdziwy duch zespołu.

I co? I w ryj. Od tamtej pory graliśmy beznadziejnie. W następnych miesiącach zanotowaliśmy słynną serię 10 remisów z rzędu, wypuściliśmy niemal pewny awans z rąk, zwalnialiśmy trenerów, cały zarząd, dyrektora sportowego, połowę kadry…

W Widzewie wszystko może się odwrócić o 180 stopni na pstryknięcie palcem.

Wydaje ci się, że zostało pięć minut, a on strzela trzy bramki i robi mistrzostwo na Łazienkowskiej. Myślisz, że wszystko idzie w dobrym kierunku – a tu okazuje się, że z uśmiechem zmierzałeś w przepaść, do której znów wepchnął cię Radomiak.

Po najlepszym meczu od dawna zagraliśmy najgorszy mecz od dawna.

Rozum jest w szoku, bo wiele aspektów piłkarskich stawiało nas w roli faworyta. Rozum był pewien, że wygramy.

Pokiereszowane latami pompowania czerwono-biało-czerwonej krwi serce czuło, że to wszystko może się wywalić. Nawet jeśli nie wie, dlaczego.

Naprawdę, nic nie wskazywało na to, że tak pewni w swoich działaniach piłkarze Widzewa znów będą przegapiali momenty na podjęcie kluczowej decyzji. Nawet ten ziemniak, o którym pisałem po Poznaniu, nie był gorący. Bo my się go nie pozbywaliśmy. Holowaliśmy piłkę, rozglądaliśmy się z nią przy nodze, robiliśmy kolejne kółeczka…

Z lubością przegapialiśmy kolejne chwile, w której należało coś z piłką zrobić.

Na przykład podać na wolne pole, gdy urywał się za plecami kolega, a Radomiak nie zdążył się wrócić. Zamiast tego, walnęliśmy kilka piłek na pałę akurat wtedy, gdy nikt z przodu o podanie nie prosił. Zwłaszcza w pierwszej połowie, która była kompletnym dramatem ofensywnym. Niby posiadaliśmy piłkę, ale wynikało z tego okrągłe zero konkretów. Brakowało wszystkiego. W drugiej połowie do tego doszło trochę pecha, piłka nie chciała wpaść do bramki Radomiaka.

Byliśmy kompletnie niegotowi na to, czego należało się spodziewać. Kibic Widzewa poniekąd widział już tak grających zawodników z Radomia. Szybkich, silnych, z zabójczymi kontrami, dobrze grających w powietrzu. Nie grających wybitnego futbolu, ale potrafiących ukąsić.

Na chłodną analizę przyjdzie czas, bo materiału jest wiele. Do błędów przyznał się na konferencji pomeczowej Daniel Myśliwiec, błędy piłkarzy oglądaliśmy przez 90 minut.

Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że w Poznaniu biegaliśmy wiedząc, co chcemy z piłką zrobić. Tu – jakbyśmy na bieżąco, w danym momencie dopiero kombinowali z pomysłami. Właśnie tych sekund zastanowienia zamiast działania zabrakło. Przegapiliśmy te punkty.

SKOMENTUJ:

4 KOMENTARZE

  1. W pewne punkty wierzyli tylko najwięksi naiwniacy (bez obrazy).
    Widzew to nie jest drużyna obecnie która ma potencjał na cokolwiek ekscytującego. Poznań to był zbieg okoliczności, kiepski dzień Lecha, świetna forma dnia w Widzewie, odrobina szczęścia tutaj, odrobina pecha u nich i wyszło jak wyszło – potrzebne zwycięstwo z czołówką, którego tak dawno nie było, ale nic więcej.
    Obecny Widzew to banda przeciętniaków, z tak słabymi banieminkami nie na spadek, ale też nie na seryjne wygrywanie z palcem w bucie i musimy to w końcu zrozumieć.
    Wszyscy żyją nadzieją, nawet redaktor Stańdo nie potrafi trzeźwo spojrzeć na stan faktyczny dzisiejszego Widzewa i buja w obłokach, wyobraźcie sobie jak oderwany od rzeczywistości musi być taki zwykły przeciętny kibic.
    Na Widzewie panuje nastrój „od ściany do ściany” – Niedźwiedzia po jesieni miały zabrać
    -kadra narodowa
    -Raków
    A chłop po prostu jakimś cudem wykrzesał z naszych cudaków wynik 250% ponad stan i koniec końców po prostu utrzymał zespół w Ekstraklasie, czyli spełnił postawiony przed nim cel, ale poleciał, za darmo bo przeszedł droge od totalnego uwielbienia do totalnej niechęci w jeden kryzys, który nie zakończył się żadną katastrofą.
    Teraz Mysłiwiec jest pod ścianą uwielbienia, wszystko jest wybaczane do przesady, dopisywane są zasługi za każdy uśmiech zawodnika, za każde dobre podanie tylko po to żeby potem przesadzić w druga stronę..
    Wygrał z Lechem i już przeczytałem sto wpisów na X że jest geniuszem, że uzdrowił drużyne, że to brakujące ogniwo itp.
    Wahadło zaraz odbije w drugą stronę i tylko jeden kryzys, który nawet nie zakończy się spadkiem dzieli trenera od nieśmiertelnego banału powtarzanego przez kibiców w kryzysie Niedźwiedzia – „coś się zepsuło”.

    Nastroje trzeba tonować, i tutaj prośba do redaktora Stańdo żeby nie brał udziału w tym nakręcaniu się na geniusz trenerski bo to tworzy tylko i wyłącznie fałszywy obraz z którego potem są rozliczani trenerzy – nie z realnych celów postawionych przed nimi tylko z wyobrażeń kibiców o tym jak powinna wysoko być ta drużyna.

    Nie, trener nie jest geniuszem, objawieniem, nie zrobi z tej drużyny Mistrzów na pstryknięcie palcem bo ŻADEN tego nie zrobi. Trener Myśliwiec jest młodym ambitnym trenerem, który z Widzewem może osiągnąć wiele TYLKO pod warunkiem że damy mu pracować latami bez ciśnieniowania na wynik gdy nie ma ku temu podstaw i TYLKO wtedy gdy będzie dostawał coraz lepszych wykonawców jego taktyki.
    Jak w ogóle można krytykować trenera, który nie dostaje solidnych wzmocnień? Czy na pewno odpowiednio ukierunkowana jest ta frustracja?
    Nie chcę powtórki z JN, nie chcę żeby kolejny młody zdolny trener został nazwany bajerantem przez własnych kibiców, nie chce żeby stracił pracę tylko dlatego że utrzymał bardzo bardzo średni zespół w Ekstraklasie tak jak mu kazano, ale w złym „stylu”…

    Na ocenę stylu i zwiększenie jego wagi w ocenie trenerskiej przyjdzie czas gdy dogonimy składem Raków, Legię czy Lecha.
    Gdy masz same gwiazdy w drużynie i grasz piach to coś jest nie tak, ale gdy grasz Kunem, Stępińskim, Zielińskim, Sanchezem, Rondiciem, Terpiłowskim itd. to nie można wymagać ani pucharów ani genialnego stylu przez 100% sezonu.

    • Nie obrażam się, ale też nie nazwałbym się naiwniakiem, po prostu oglądałem Radomiaka w ostatnich meczach i oglądałem Widzew. W pierwszym przypadku duży regres, w drugim – fala wznosząca. Wiara w zwycięstwo nie była naiwna, była logiczna. A że w Ekstraklasie „nowa miotła” pozamiatała niejednokrotnie najbardziej logiczne rozwiązania, to już inna sprawa:)

      Widzew to nie jest drużyna obecnie która ma potencjał na cokolwiek ekscytującego – Poznań to nie było „cokolwiek”. Równie dobrze można napisać, że Radomiak to był zbieg okoliczności, kiepski dzień Widzewa, świetna forma dnia w Radomiaku, odrobina szczęścia tutaj, odrobina pecha u nas i wyszło jak wyszło.

      Generalnie myślę, że nie jesteśmy ani tak dobrzy jak w Poznaniu z Lechem, ani tak słabi, jak myślisz teraz po Radomiaku.

      Wszyscy żyją nadzieją, nawet redaktor Stańdo – to prawda. Nie potrafi trzeźwo spojrzeć na stan faktyczny dzisiejszego Widzewa – nie sądzę. Wygrana z będącym w dużym kryzysie Radomiakiem u siebie, samemu będąc po 2 zwycięstwach z rzędu, to nie są obłoki.

      Sam piszesz „Jak w ogóle można krytykować trenera, który nie dostaje solidnych wzmocnień?”, by dosłownie chwiłę wcześniej zarzucać mi nakręcanie na geniusz. Tymczasem krytykowałem, kiedy był powód – po meczach z Wartą czy Zagłębiem – i chwaliłem, gdy był powód – po Poznaniu. To jest przeciwieństwo odbijania się od ściany do ściany. Po prostu – jest sprawiedliwe.

      Zgodzę się, że nie biorę udziału w tonowaniu nastrojów. Nie biorę udziału w niczym zaplanowanym. Po prostu piszę, co myślę i co czuję. Zawsze tak robiłem i zawsze tak będę robił. Bez kalkulowania i kunktatorstwa.

      Dzięki za komentarz!

  2. „Byliśmy kompletnie niegotowi na to, czego należało się spodziewać. Kibic Widzewa poniekąd widział już tak grających zawodników z Radomia. Szybkich, silnych, z zabójczymi kontrami, dobrze grających w powietrzu. Nie grających wybitnego futbolu, ale potrafiących ukąsić.”

    Zgadza się – Radomiak to nie Lech. Inna drużyna – inny styl gry. Przeciwko takim zespołom nie potrafimy grać. Trochę tak jak w tenisie – gracz praworęczny, jeśli nie trenuje przeciwko leworęcznym to w meczach oficjalnych ma z takimi kłopoty. Mam nadzieję, że D. Myśliwiec wyciągnie wnioski i treningach gra przeciwko takiemu właśnie stylowi gry będzie ćwiczona. Oby na wiosnę mecze ze Śląskiem, Wartą czy Radomiakiem były dużo lepsze.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj