Zakończyła się pierwsza rozprawa z powództwa Mateusza Dróżdża, byłego prezesa Widzewa, przeciwko miastu Łódź.
Każdy kibic zna jej tło: UMŁ wysłał do dziennikarzy film szkalujący prezesa zarządu Widzewa, co odbiło się szerokim echem nie tylko w Łodzi. Mateusz Drózdż nieco ponad rok temu zapowiedział wystosowanie trzech pozwów. Dwa z nich, przeciwko Sławomirowi Worachowi oraz autorowi materiału, zakończyły się ugodą. Prezes MAKiS przeprosił ex-prezesa RTS.
Dziś w Sądzie Okręgowym w Łodzi ruszył proces przeciwko miastu. Ze względu na nieobecność Woracha, który usprawiedliwił się chorobą, sędzia wysłuchał jedynie zeznań Łukasza Gossa, dyr. Biura Promocji i Nowych Mediów w Urzędzie Miasta Łodzi.
Goss zeznawał – choć nie był nawet obecny na meczu, z którego nagrania monitoringu znalazły się w będącym przedmiotem sporu filmie. Przyznał, to on zlecił jego produkcję.
Publikację tłumaczył chęcią pokazania kibicom, jaki naprawdę jest Dróżdż. Zapytany, czy kiedykolwiek z byłym prezesem Widzewa rozmawiał – odparł, że nie.
Wiedzę czerpał z Twittera, opowieści, plotek czy nagrań monitoringu. – Były prezes systematycznie atakował miasto, zarzucając miejskiej spółce zaniechania, złą wolę i błędy, które miały przyczyniać się do problemów Widzewa – przyznał cytowany przez Gazetę Wyborczą. – Ten komunikat miał w dobitny sposób zilustrować to, co dla nas oczywiste, że pan prezes manipuluje opinią publiczną, kibicami Widzewa, zachowuje się nieodpowiedzialnie.
Zamiast tego, zilustrował to, co przez lata było oczywiste dla kibiców: że miasto jest w stanie posunąć się daleko, byle udowodnić swoją wyższość nad ludźmi, którzy ośmielili się je skrytykować. Że jest gotowe konflikt personalny przedłożyć nad zdrowy rozsądek, rzetelność dziennikarską oraz wizerunek miasta czy klubu.
Urzędnicy nie zważali na to, że atakując prezesa – atakują Widzew.
Przykre, że nawet gdy sprawa przycichła, emocje wystygły, a Dróżdż już w Łodzi nie pracuje, wciąż nie wszyscy ludzie z miasta mają na tyle przyzwoitości, by powiedzieć „przepraszam” i zakończyć ten wstydliwy dla Łodzi temat.
Zamiast przyznać się do ewidentnych błędów w filmie – błyskawicznie wyłapanych przez kibiców, które ośmieszyły całe miasto na arenie krajowej – wciąż szukają winy gdzieś indziej, tłumacząc się działalnością prezesa, który na Piotrkowską 104 nie chadzał na kolanach.
Można to podejście streścić do zdania: „Może i skłamaliśmy, może i ten film był skandaliczny, ale za to Dróżdż używał Twittera i wytykał przed kibicami nasze błędy”.
Jakie to małe… Ale może choć trochę zrozumiałe? W końcu każdy dla miasta był taki ładny, amerykański, a przyszedł gość z Lubinia i ośmielił się myśleć, że może od urzędu czegokolwiek wymagać. Że Widzew może chcieć być dla miasta godnym partnerem i oczekiwać przynajmniej równego traktowania.
Toście mu pokazali…
Dróżdż domaga się jedynie przeprosin i przekazania pieniędzy na cele charytatywne, konkretnie: 30 tys. złotych na fundację „Krwinka”.
Mam nadzieję, że te pieniądze trafią do dzieci z chorobami nowotworowymi, a ktoś w mieście będzie musiał wykrztusić z siebie magiczne słowo, które za ten paszkwil powinien skierować nie tylko do Dróżdża, ale do wszystkich widzewiaków.
Murem za Paniem Dróżdżem. Won nieroby z magistratu!
Marzenia… Te duże i te maleńkie… Większość mieszkańców Łodzi jest zadowolona, Polacy również. Widać po wynikach wyborów ,od 1989 roku począwszy. Nikt za nic nie zapłaci ,zresztą prawie każdy urzędas nie wie co to praca na własny rachunek. A zatem czego oczekiwać ? Pozdrawiam…
Te pieniądze po wygranej Pana Mateusza powinien zapłacić z własnej kieszeni każdy z tych cepów którzy maczali w tym swoje śmierdzące palce. A także won ze stołków. Nie widzę żadnych powodów byśmy to My mieszkańcy odpowiadali finansowo za dyletanctwo tych nikczemników. Przyszedł człowiek z zewnątrz i pokazał prawdziwą pracę tych nierobów.