GłównaFelietonyOdchodzi bohater 3 stadionów

Opublikowano:

Odchodzi bohater 3 stadionów

Daniel Mąka schodzi z boiska po ośmiu latach z herbem Widzewa Łódź na piersi.

– Nie muszę klepać się po herbie. Czyny są najważniejsze. Wystarczy mi podziękowanie na żywo, od ludzi. Widzą, co robię. Co robiłem dla Widzewa, co robię dla rezerw. W tym sezonie mam 29 goli i 25 asyst, pomagam młodym. Daję z siebie wszystko. Nie muszę chodzić po mediach, by to ogłaszać – przyznał dwa lata temu, gdy zbierałem materiał do książki „Widzew. Reaktywacja”.

Nie była to łatwa rozmowa. Przeżył tu wiele sukcesów i porażek. Momentów euforii, ale też przykrych konfliktów i rodzących się przez nie mitów, dzięki którym zaczął często używać wyrażenia: „mówmy o faktach”.

Warto więc od nich zacząć. Daniel Mąka w Widzewie to:
– 3 stadiony
– 5 poziomów rozgrywkowych
– 8 lat
– 113 bramek
– 241 meczów

Przychodził, gdy Widzew grał jeszcze na ul. Milionowej. W debiucie przy pustych trybunach na SMS ustrzelił dublet Świtowi prowadzonemu przez Przemysława Cecherza, u którego błyszczał pół roku później tak, jak jupitery na nowym stadionie.

Przychodząc nawet nie wiedział, że się buduje. – Nie przywieźli mnie, by omamić mnie obiektem, więc dla niego nie przyszedłem – śmiał się. Niewielu wtedy marzyło, że kilka miesięcy później cały wypełni się karnetami. I eksploduje, gdy Mąka strzeli bramkę w meczu otwarcia.

Daniel zamknął wynik, który otworzył drugi ze skrzydłowych. Ich nazwiska były wtedy przez kibiców wymieniane jednym tchem. Widzew świeżo wybudowanego „Serca Łodzi” to przede wszystkim Mąka i Michalski. Michalski i Mąka. Strzelali, asystowali, byli pierwszymi bohaterami najmłodszych kibiców, wracających na Piłsudskiego 138.

Przed każdym kolejnym meczem wykonywał swój rytuał. Start o 19:10, więc wyjazd o 15. Stałym punktem programu był łosoś z ryżem i warzywami, a w szatni – zimny Red Bull. Mroził go i wiedział, kiedy wypić również w rezerwach. Czerwony byk śmiało mógłby zostać jego symbolem, bo przywiązanie do klubu zaowocowało również relacjami z kibicami Widzewa z Warszawy, czyli Red Bulls ’87. W szatni jeszcze obowiązkowe mycie zębów, a po wyjściu na boisko dokładnie osiem przebieżek. I można było zaczynać rozgrzewkę.

Z pierwszego zespołu odchodził w atmosferze małego skandalu, który szczegółowo opisałem w książce. Można powiedzieć, że również w takiej przychodził, pamiętając co krzyczał na fecie Zawiszy Bydgoszcz. Do tego również w „Widzew. Reaktywacja” odniósł się pierwszy raz. Opowiedział o łokciu w derbach Łodzi, który wygrał nagrodę im. Bruno Pinheiro. O tym, co krzyczał Smuda, gdy gonił go (o kulach!) w Gutowie. O zmianie w Ostródzie, a później odsunięciu od drużyny przez Mroczkowskiego z powodu codziennych dojazdów z Warszawy. O złamaniu nogi, „testach” u Dobiego i kontrakcie „in blanco” też.

Opuścił drużynę, ale nie klub. Został zawodnikiem Widzewa II Łódź. – Miałem propozycję z zaplecza Ekstraklasy, z drugoligowej Olimpii Grudziądz, a także z Wieczystej Kraków, ale zdecydowałem się tu zostać. Nie dla pieniędzy. I nie powiem też, że dla klubu. Dla siebie. Moje serce bije właśnie tu – mówił. Marzył mu się czwarty awans z Widzewem. Dwa zrobił z „jedynką”, z trzeciej ligi do pierwszej. Drugiego z rezerwami nie doczekał.

Piłkarską karierę w RTS może kończyć jednak z podniesionym czołem. I uśmiechem, z którym przemierzał kolejny metry na murawie po meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Spotkanie to dało awans do Ekstraklasy i zamknęło etap Reaktywacji, której został jedną z ikon.

Zanim utonął w morzu świętujących kibiców, przeskoczył barierkę oddzielającą boisko od trybuny C. Z perspektywy tego sektora dopingował wcześniej i później swoich następców. Drugi „wyskok” z sektora na murawę miał miejsce kilka dni później, w finale wojewódzkiego Pucharu Polski. Szkoda, że nie udało się zrobić trzeciego, jakże symbolicznego, w Ekstraklasie.

Choćby na chwilę, tak kontrastującą z długowiecznością Mąki przy Piłsudskiego 138.

SKOMENTUJ:

5 KOMENTARZE

  1. Trzecioligowy poziom sportowy nigdy nie przekroczony, awans ogórkowej lidze zawalony. W Widzewie siedział 8 lat nie mając siły biegać przez cześć tego czasu i słuchając i peanów w internetach przez koleżków pisanych. W końcu się odessał. A dzbana sobie daruj, nie dla każdego ten pączkożerca był gwiazdą.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj