Tytułowe nawiązanie do meczu z Lechem autorstwa Anny Kalisz w stosunku do naszych piłkarzy idealne obrazuje występ widzewiaków w starciu z Radomiakiem.
Nie chcę wpaść w pułapkę, na którą zastawili siebie i kibiców piłkarze Daniela Myśliwca w Poznaniu. Tyleż wymagające, co nierealne byłoby ustawienie poprzeczki na wysokości meczu z Lechem. Wymagania, by za każdym razem na takie wyżyny wznosili się widzewiacy, na tym etapie budowania kadry, urodzi tylko frustrację.
Unikając tej pułapki, nie mogę wpaść w inną, ustawioną po drugiej stronie skali. Mianowicie: tych piłkarzy stać na dużo więcej niż zaprezentowali w sobotni, mroźny wieczór przy Piłsudskiego.
Na ile dokładnie? Trudno powiedzieć. W największym skrócie można to ująć tak:
Mecz z Radomiakiem pokazał, że nie jesteśmy tak dobrzy, jak sugerowałby mecz z Lechem.
Mecz z Lechem pokazał, że nie jesteśmy tak słabi, jak sugerowałby mecz z Radomiakiem.
Dlatego oceny są surowe, ale trudno o wyższe, gdy z będącym w kryzysie Radomiakiem na własnym stadionie dostajesz trzy razy mokrą ścierką w policzek, a nie potrafisz oddać ani razu.
Henrich Ravas – 5+. Przy żadnej z bramek nie zawalił, ale fakty są takie, że wpuścił trzy. Wybronił jedną okazję sam na sam, w sumie – trzy strzały. Bilans raczej na zero, może z delikatnym plusem za dobrą grę nogami (13/14 celnych podań).
Paweł Zieliński – 4. Najlepszą akcję Widzewa w pierwszej połowie zakończył ni to strzałem, ni dośrodkowaniem. Pojawiło się kilka niedokładności w drugiej części gry. Mimo wszystko, minimalnie najlepszy z obrońców w wyjściowym składzie, co mógł spuentować bramką (ostatecznie trafił w słupek).
Mateusz Żyro – 3. Przy każdym golu mniej lub bardziej zamieszany. Przegrał kluczową główkę przy pierwszej bramce, dodatkowo powinien nieco szybciej wracać do obrony – zdążyłby wtedy doskoczyć do Semedo. Zbyt łatwo miał przy główce drugi z „braci” Semedów przed golem na 0:2. Przy trzeciej bramce mógłby mocniej utrudnić życie Henrique, zmniejszyć dystans. Przy żadnej bramce nie był jedynym winnym, ale każda go obciąża. Poza tym – raczej unikał kiksów, podawał dość celnie.
Juan Ibiza – 3. Jego złe przyjęcie zapoczątkowało drugą z bramkowych akcji. Mógł nieco inaczej ustawić się przy trzeciej, gdzie zostawił za dużo miejsca dwójce piłkarzy ze swojej lewej strony. Gdyby nie Wolski, pewnie strzeliłby Semedo. Nie radził sobie w powietrzu (jeden na osiem pojedynków wygranych), ale rywala miał pod tym względem najlepszego w całej lidze. Z pary stoperów rozgrywał częściej i dokładniej (94% celnych podań).
Andrejs Ciganiks – 3. Mógł zdecydowanie lepiej zachować się przy pierwszym golu. Choć Ibiza i Żyro wyszli do pojedynków główkowych, a Zieliński nie wrócił za akcją, to jako ostatni z obrońców nie złapał głębi – przez co uciekł mu Semedo i popędził sam na sam z Ravasem. Przy drugiej pozwolił na dośrodkowanie. Grał tylko godzinę, a zaliczył aż 13 strat.
Fran Alvarez – 4. Źle podał w prostej sytuacji do Sancheza, a od tego zaczęła się akcja na 0:1. Powinien wybić piłkę spod nóg Semedo przy drugiej bramce. Oddał aż pięć strzałów, jeden z nich – na wślizgu – mógł skończyć się bramką. Najczęściej z piłkarzy Widzewa tworzył przewagę – z pięcioma udanymi dryblingami był pod tym względem najlepszy na całym boisku, poza nim nikt nie miał nawet trzech. Najlepszy zarówno w statystyce wygranych pojedynków, jak i strat. I taki był jego występ: niejednoznaczny. Miał momenty dobre i złe. Stać go na równiejszą formę w czasie meczu.
Marek Hanousek – 6 (MVP). Do Marka w tym meczu mam tylko jeden zarzut: zbyt bierne zachowanie przy pierwszej bramce Radomiaka. Nie doskoczył do głowy – musiał to zrobić Żyro, którego później zabrakło w polu karnym. Nie kontrolował też pozycji Semedo, zamiast tego wbiegł w bramkę. Poza tym, raczej robił swoje – wygrał większość pojedynków, starał się rządzić w środku i napędzał akcje, które zatrzymywały się zwykle dopiero później.
Dominik Kun – 3. To zdecydowanie nie był jego mecz. Tym razem nie był, jak w Poznaniu, najlepszą wersją siebie. Dwa dośrodkowania (niecelne), dwie długie piłki (niedokładne), ogólnie zaledwie połowa dokładnych podań – choć i tak było ich niewiele, bo tylko 14. Przy czym niekiedy wybierał bezpieczniejsze rozwiązania, gubiąc „momentum”, o którym mówił po meczu trener. Zdecydowanie więcej atutów może pokazać, gdy mecz toczy się od bramki do bramki i nie polega na szukaniu dziur w murze ustawionym przez rywala.
Antoni Klimek – 5. Dośrodkował piłkę Alvarezowi, kiedy ten próbował wślizgiem. Świetnie wrzucił na głowę Hanouska z rzutu rożnego. Wystawił piłkę Zielińskiemu, gdy ten uderzył w słupek. Zrobił zdecydowanie najwięcej dobrego z przodu, choć zaliczył też 15 strat – zwłaszcza dwie z nich mogły zaboleć mocniej, bo Radomiak ruszył z kontrą.
Jordi Sanchez – 4. Trudny mecz do oceny, bo mógł zachować się w niektórych sytuacjach lepiej – ale nie należały one do najłatwiejszych. Mógł się zirytować – zwłaszcza gdy w przeciągu kilkunastu sekund dwa razy wychodził za plecy obrońców i dwa razy zawiodło proste podanie od kolegi z zespołu. Przy piłce niezły, aż 86% celnych podań (to znacznie powyżej jego średniej, a dla porównania – Rondić w całym sezonie ma 49% celnych podań). Chyba zszedł zbyt wcześnie.
Fabio Nunes – 3. Blady występ Portugalczyka, który przyzwyczaił już nas do wyższego poziomu na prawym skrzydle. Podobnie jak Klimek, skończył mecz bez udanego dryblingu – ale przy tym nie wykreował nikomu okazji do strzału. Groźnie uderzył dośrodkowując (lub dośrodkował strzelając?) pod koniec pierwszej połowy, i to z rzeczy wartych odnotowania w ofensywie byłoby na tyle.
Rezerwowi. Trudno było im odmienić oblicze meczu, który został praktycznie rozstrzygnięty kilkanaście minut przed końcem. Z drugiej strony, po to ci piłkarze zostali wprowadzeni. I to hurtowo, bo po godzinie gry na cztery zmiany zdecydował się trener Myśliwiec. Jeśli kogoś można wyróżnić, to in plus – próba szarpnięcia tego meczu przez Pawłowskiego. In minus – zachowanie Luisa da Silvy przy trzeciej bramce. Portugalczyk był aktywny, ale nie urodził żadnego konkretu, a ten największy został mu zapisany po stronie minusów. Tkacz, Rondić i Dawid bez wielkich błędów, ale też bez błysku. W końcowej fazie meczu rozczarowały dośrodkowania Pawłowskiego i Tkacza – w sumie 15, żadnego celnego. Ten pierwszy zanotował udany drybling i 11/12 celnych podań.