„Chciałbym, aby wszystkie klubowe imprezy wyglądały tak jak ta”, napisał autor powyższego zdjęcia, Marcin Bryja.
Trudno się z nim nie zgodzić, bo, jak sam dodał w innym tweecie, „Tutaj zagrało wszystko. Organizacja, goście, merytoryka, lokalizacja, frekwencja. Widzewski Moneyball w bardzo krótkim czasie ma szansę stać się największym, cyklicznym, niesportowym wydarzeniem organizowanym przez klub, o naprawdę międzynarodowym zasięgu”.
Niestety, choć zapisany i wyczekujący od kilku dni tego wydarzenia, nie mogłem w nim uczestniczyć osobiście z powodu choroby. W ocenach posługuję się więc relacjami osób, które były na „Moneyball 2” obecne, a także transmisji Widzew TV ze sceny Monopolis.
Tak na żywo, jak i zza monitora wnioski są zbieżne: Moneyball 2 to był świetny event i niewątpliwy sukces Widzewa.
Oglądać to w WTV, żałowałem, że mnie nie ma, a relacji osób uczestniczących słuchałem z lekką zazdrością. Dobrze zapowiadało się długo przed startem imprezy: regularnie otrzymywałem maile, kogo mogę się spodziewać, gdzie zaparkować i kiedy wypić kawę, bo plan wydarzenia był rozpisany co do minuty.
Zaczęło się od wykładu gościa z Holandii, konkretnie: z PSV Eidhoven, z którym Widzew utrzymuje dobre relacje. Sam fakt współpracy z klubami na wyższych poziomach organizacyjnych może się podobać. Joost de Wit przyznał, że marzył o karierze piłkarza, grał przeciwko Ruudowi Gullitowi, ale tacy jak on okazali się za mocni, więc zaczął pracować z młodymi adeptami futbolu. Były szef RKC Waalwijk czy Vitesse Arnhem opowiadał o historii PSV i jego robotniczych korzeniach. Brzmiało znajomo. Hasło „Jedność Tworzy Siłę” też jakbym gdzieś już słyszał…
Ciekawa była historia o tym, dlaczego sześciu głównych sponsorów PSV nie widnieje na koszulce meczowej, a zamiast tego wspólnie płacą za reklamę regionu. Na przykładzie tej współpracy tłumaczył, jak można budować fundamenty biznesowe klubu stabilniejsze od „wiszenia” na jednym, wielkim sponsorze. Zacząłem się też zastanawiać, czy w przyszłości Widzew też zacznie współpracować międzynarodowo, jak PSV z Cruzeiro, Austin i Chivas Guadalajara.
Następnie show dał Daniel Myśliwiec, który pokazał nie tylko futbol, ale też samego siebie z nieco innej perspektywy.
Dowiedzieliśmy się, że lubi żarty często niezrozumiałe dla otoczenia. Pierwszy, ale nie ostatni podczas wystąpienia dowód na wysoki poziom abstrakcyjnego myślenia u naszego szkoleniowca. O tym, że poszukuje oryginalnych rozwiązań, dostrzega coś więcej niż wycinek danych, mogliśmy się przekonać później. Paradoksalnie: na podstawie twardych liczb i konkretnych danych. Sam tworzył wskaźniki pomagające mu zrozumieć futbol, jeszcze zanim xG było popularne. Przedstawił zarys swojej kariery, sposobu gry byłych drużyn i bramkę w ostatnim, zamkniętym sparingu, która przypominała te strzelane przez Stal czy Lechię.
Prezentował własną wizję piłki nożnej i to, czego oczekuje od swoich zawodników. Wskazywał, na jakie statystyki zwraca uwagę w pierwszej kolejności. Must-watch, jeśli ktoś chce oceniać piłkarzy Widzewa choćby w niewielkim stopniu tak, jak robi to trener. Szkoda streszczać i spoilerować, warto obejrzeć.
Następne panele były pięcioosobowe. Być może za duże? Jeśli do czegoś na siłę trzeba było się doczepić, to właśnie do większej spójności w temacie. Może z większym czasem dla Tomasza Wichniarka i Michała Zachodnego, być może w mniejszym gronie?
Temu pierwszemu brakowało też „władzy nad pilotem” przy prezentacji widzewskiego programu do scoutingu. Przez to można było odnieść złudne wrażenie, że Tomasz Wichniarek nie zna na wylot tego narzędzia – tymczasem wyrażenia typu „powinno być tutaj” to nie oznaka nieznajomości, a naturalne instrukcje dla kogoś z „reżyserki”, a jeśli to był gotowy film – zabezpieczenie się przed wpadką, w której dyr. sportowy mówiłby o czymś innym, a coś innego zostałoby wyświetlone.
To didaskalia. Liczyło się sedno, a tu „mięsa” było sporo.
Ostatni panel dla jednym był zapowiedzią przyszłości, innych interesował nieco mniej, mimo ciekawych spostrzeżeń Michała Kołodziejczyka. Na pewno był mniej widzewski, lekko futurystyczny, oparty na przypuszczeniach. Trudno jednak inaczej mówić o przyszłości.
Widzowie dostali kilka godzin wiedzy, uczestnicy – możliwość poszerzenia kontaktów, złapania inspiracji i kilku małych prezentów. Mogli wyjść z „Moneyball 2” usatysfakcjonowani.
Warto odnotować, kto bezpośrednio stał za tym sukcesem. Kierownik ds. sprzedaży Łukasz Kolecki, zajmujący się działami „Sponsoring, Biznes, Hospitality”, który w klubie pracuje od samego początku Reaktywacji, a także pomagająca mu w działce sponsoringowej Emilia Rybińska, odpowiedzialna za relacje biznesowe. Dla nich i ich przełożonych – duże gratulacje!