Kierownik Zagłębia Lubin zgłosił uraz Sokratisa Dioudisa w protokole meczowym. Uraz głowy. Słusznie.
Kilka lat temu w Łodzi gość, który przegrał kilkaset złotych w salonie gier, wrócił do niego z wiatrówką. Nie mógł się pogodzić z przegraną, więc zawinęła go policja i był sądzony za rozbój, groziło mu do 15 lat więzienia.
Mniej więcej na takich obrotach pracował mózg bramkarza Zagłębia.
Sokratis Dioudis to dwukrotny reprezentant Grecji, zagrał ponad sto meczów w Panathinaikosie i inkasuje w Lubinie dwa razy więcej niż najlepiej zarabiający piłkarze Widzewa (jakby ktoś się zastanawiał, dlaczego tak trudno wygrywać w Ekstraklasie – inni wydają fortunę nawet na ręczniki).
Grek w końcówce popełnił błąd, który kibice „Miedziowych” gdzieś już widzieli…
W doliczonym czasie Miedź strzeliła bramkę honorową, kilka miesięcy później Widzew – odbierającą gospodarzom punkty.
Dioudis się wściekł. Ale nie na siebie. Na celownik wziął tego, który go ośmieszył, ograł niczym największą pierdołę.
Jordiego Sancheza złapał za twarz jeszcze na boisku, co skutkowało czerwoną kartką, a „poprawił” mu w tunelu. Po lekturze opublikowanego na sport.pl protokołu nie ma wątpliwości: to on był agresorem. Kierownik Zagłębia zgłosił jednak i jego uraz. Dioudis miał uszkodzenie/obtarcie głowy oraz pleców.
Zwłaszcza diagnoza uszkodzenia głowy może się okazać trafiona. Nie tylko widzewiacy mają w niej swój udział.
Cieszy jednak, że koledzy Hiszpana z drużyny nie pozostali Grekowi dłużni – choć mam nadzieję, że ta sprawa przycichnie i nie przyniesie żadnych konsekwencji. I bez tego dość już mamy absencji przed meczem z Ruchem.