Widzew w ciągu ostatnich kilku lat rozwinął się na niemal każdej płaszczyźnie. Najmniej – w ataku.
Lato 2020. Niewiele ponad cztery lata temu, a jakby przepaść.
Siłą rzeczy, a jednocześnie nie odbierając zasług, Tomasz Stamirowski lepiej włada klubem niż 23-osobowe grono, którego bohaterska formuła została wyczerpana. Michał Rydz dba o finanse klubu, jednocześnie zachowując progres sportowy – o co kibice mogli mieć pretensje do Martyny Pajączek. Trwa proces budowy ośrodka treningowego – wówczas nie ustalono nawet lokalizacji.
Daniel Myśliwiec nie chodzi po wodzie, ale punktuje jeszcze lepiej od poprzednika – cenionego przecież przy Piłsudskiego – nie mówiąc o trenującym w 2020 roku Widzew Enkeleidzie Dobim. Obecny trener łodzian wygrał wielkie mecze: z Legią, Lechem na wyjeździe i u siebie, w derbach z ŁKS-em.
Albańczyk przegrał derby u siebie, a na al. Unii przerosło go dwubramkowe prowadzenie do przerwy. Odpadł także w klasyku w Pucharze Polski w kiepskim stylu. Teraz odwieczny rywal ze stolicy, choć odnotował w poprzednim sezonie prawie pięć razy większe przychody, po 11. kolejkach obecnego uciułał tyle samo punktów.
W bramce Widzewa stał Miłosz Mleczko – teraz Rafał Gikiewicz, niedawno topowy bramkarz Bundesligi. Na lewej obronie Samuel Kozlovsky – i jego ówcześni odpowiednicy, Kacper Gach i Filip Becht. Na kolejnych pozycjach nie tak ogromny, ale wciąż duży piłkarski progres.
Na stoperze Grudniewski z Nowakiem, obecnie Żyro z Ibizą. Krajewski jest młodzieżowcem, uczy się, popełnia błędy, ale występów Łukasza Kosakiewicza – podobnie jak Mateusza Możdżenia – mieli wszyscy serdecznie dość. „Ten, który potrafi uderzyć” grał w środku z Patrykiem Muchą i Bartłomiejem Poczobutem. Do środka Shehu – Alvarez – Kerk nie ma co porównywać.
No i dochodzimy do sedna. Do trzeciej tercji, o której przed meczem z Koroną mówił Daniel Myśliwiec. Trener nikogo palcem nie wskazał, to nie w jego stylu, ale ktoś tam przecież gra. Tak w pierwszej, jak i jedenastej kolejce było to trio: Jakub Sypek – Imad Rondić – Kamil Cybulski.
I tu już nie mam przekonania, że siła ataku Widzewa w sezonie 2024/25 jest silniejsza proporcjonalnie do pozostałych pozycji.
Myślę, że większą siłę rażenia od tercetu miał duet, z ubiegłego sezonu: Bartłomiej Pawłowski – Jordi Sanchez.
Ale nawet sięgając te cztery lata wstecz, mamy na skrzydłach Michaela Ameyawa, zaczynającego teraz zgrupowanie reprezentacji Polski (wiem, wtedy tak dobrze nie grał – chodzi o klasę piłkarską, potencjał, umiejętności), przemianowanego później na środkowego Dominika Kuna, uzupełnionego przez pierwszych bohaterów nowego stadionu: Michalski – Mąka. Konkrety, które daje pod bramką rywala Cybulski są tymczasem jak ostatnie zagrania Sypka, jak poziom spełnienia oczekiwań wobec przez Gonga i liczby minut Klimka w ostatnich meczach. W tym sezonie swoją klasę udowodnił póki co tylko Łukowski.
W 2020 roku mamy przede wszystkim sporą moc w ataku.
O klasę Marcina Robaka żaden nasz napastnik się nie ociera. Karol Czubak mimo młodego wieku strzela jak najęty na zapleczu Ekstraklasy (5 goli w 2 ostatnich meczach). Do tego Przemysław Kita, którego ceniłem wysoko, a nie byłem w tym osamotniony.
Jak bardzo ten tercet „dziewiątek” jest gorszy od obecnego: z Imadem Rondiciem, który strzelił trzy gole z gry w 11. kolejkach, ale też swoje zmarnował, a dobrze znamy jego braki? Z wyglądającym na sfrustrowanego Hamuliciem, który gra mecze solo? A także Sobolem, z dotychczas jednym udanym zagraniem w meczu po starcie sezonu?
O ile w ogóle jest gorszy. 69,3% z 700 głosów w mojej ankiecie na X postawiło na trio Robak-Czubak-Kita. Nie jestem zaskoczony tym wynikiem.
Po czterech latach, czyli ośmiu okienkach transferowych, z trzy razy większym budżetem – spodziewałbym się oglądać przy Piłsudskiego więcej jakości w napadzie.
Wiedzieliśmy od kilku miesięcy, że Jordi Sanchez odchodzi – i okazuje się po 1/3 sezonu, że naszym planem na zastępstwo było zamalowanie jednej z „dziewiątek” na plecach Rondiciowi. Niezwykle sympatycznemu, pracowitemu chłopakowi, który daje z siebie absolutnie wszystko w każdym meczu, i który zbiera niezasłużoną krytykę po większości spotkań, nawet tych ze strzeloną bramką. To nie jego wina, że to wszystko nie wystarcza. Młodych, ambitnych Cybulskiego i Sypka też nie.
Hamulić ma bardzo duże umiejętności, ale jednocześnie mam wrażenie, że póki co nie uprawia w Łodzi sportu drużynowego. Jego wejście z Koroną było skandaliczne niczym mecz w Toruniu. Strzał – jeden, niecelny. Podanie – jedno, niecelne. Pojedynki – cztery, wszystkie przegrane. I mowa ciała, która krzyczy: „mogliście mnie wcześniej wpuścić, teraz to się walcie”. Do tego Sobol, skuteczny na treningach, ale w Ekstraklasie jeszcze nie strzelił bramki, a ma 24 lata.
Uznałbym, że warto dać szansę na odbudowę Hamuliciowi. Że warto wyciągnąć rękę do Sobola, bo w drugiej lidze zagrał świetny sezon. Że warto zostawić Rondicia, bo jest wzorem zaangażowania i dobrym duchem zespołu.
Ale to wszystko przy założeniu, że mam pewniaka na szpicy, który odpowiada rozwojowi klubu. Kogoś lepszego od Robaka, Czubaka i Sancheza też.
A dostałem rower, któremu ktoś doczepił skrzydła i oczekuje, że będzie latał. Fajny, pożyteczny, zdrowy dla otoczenia i nas samych, i nawet czasem owszem, uda mu się unieść w powietrzu, ale to raczej wyskok niż lot – jeśli dobrze wyprofilowana jest wyskocznia, a i to nie zawsze wystarcza.
Nie chcę deprecjonować niczyich zasług. Cieszy mnie każdy gol i asysta każdego piłkarza Widzewa – jednocześnie zależy mi na długofalowym dobru klubu, dlatego pożądam jakości bardziej niż przebłysków. Jak mawiają Anglicy: Form is temporary, class is permanent. Słaby piłkarz może mieć świetny okres, a dobremu – przydarzyć się gorszy. Widzew płaci ludziom za to, by odróżniali jednych od drugich. Muszą się zastanowić, kto ma największy potencjał na regularność.
Serwis bowiem w Widzewie z centrum boiska jest bardzo dobry, łodzianie potrafią zdominować rywala, zepchnąć go do defensywy, przejąć inicjatywę w meczu – ale obsługa napastnika z bocznych sektorów kuleje, podobnie jak często sama finalizacja.
Jeśli chcemy iść do przodu, nie możemy o tym przodzie zapominać. Futbol pomimo upływu lat to wciąż sport, który polega na zdobywaniu bramek.
Gole same się nie strzelą, bez nich nie ma zwycięstw, bez zwycięstw nie ma punktów, a bez punktów nie ma sukcesów, których tak głodni jesteśmy w Łodzi. Przy całym szacunku, że metaforycznego jedzenia w wielu obszarach klubu przybywa – apetyt rośnie w jego miarę.
Najwyższy czas zaserwować danie główne.
Moim zdaniem to trochę bez sensu porównanie. To była inna liga inne realia. Równie dobrze możemy porównać ten skład do składu z lat 80 lub 90 i co wtedy? Okaże się, że wtedy nikt nie znalazłby się nawet na ławce, ba na trybunach, bo by nikt takich grajków by nie zatrudnił. Generalnie oprócz bramki to jest beznadzieja. Po pierwsze od początku reaktywacji nikomu nie przyszło do głowy aby postawić na dobrego trenera. O Albańczyku nie będę pisał bo to chyba jest krawiec albo murarz, ale na pewni nie trener. Niedźwiedź, szło mu na początku bo miał swoje żelazne ustawienie, które na początku było dla innych jakimś zaskoczeniem, ale tego ustawienia już nigdy nie zmienił i byliśmy przewidywalni jak nikt inny w lidze. Obecny trener. Ta sama szkoła, jedno ustawienie i zawiłe konferencje prasowe po których nie wiadomo, czy był to dowcip, prawda czy może ktoś musi udać się do specjalisty. To jest żaden trener. Znowu. Dyrektor sportowy. Zapytany czy udało się zrealizować wszystkie zakładane transfery odpowiedział, że wszystkie pozycje są obsadzone. I brawo, nie ważnie, że na tych pozycjach nie grają piłkarze, którzy umieją grać w piłkę (Gong, Kastrati itd. itd…), ale ważne, że pozycje są obsadzone. To jest człowiek, który nie ma pojęcia o piłce, o piłkarzach. Wystarczy spojrzeć jak wyglądały rozmowy odnośnie transferów w serialu Canal+. Rozumiem, że była konspiracje bo przecież na celowniku mieliśmy uzdolnionych młodych piłkarzy i mistrzostwo to miała być tylko formalność. Abstrahując od tego, tam nikt nie miał żadnej analizy, żadnych notatek, żadnych argumentów. Niedźwiedź siedział i ze wszystkim się zgadzał a Wichniarek mówił, że jak go chcemy to on zadzwoni do tego piłkarza i zapyta czy on by też nie chciał. Amatorszczyzna. Sprowadzony szrot nie gwarantuje nawet środka tabeli. To jest niedopuszczalne, żeby nikt nie umiał podać prosto piłki na dwa metry, strzelić chociaż w kierunku bramki. Straty, brak umiejętności zastawienia się, wyjścia na pozycję… przedszkole piłkarskie. Najlepiej to widać, gdy Kerk podaje piłkę a nikt nawet nie pomyśli, że można tam pobiec, że można się tam spodziewać piłki i że ktoś umie tak podać. Jeśli czas biegnie a drużyna się nie rozwija to jest to czas stracony. Właściciel Rakowa powiedział, że najbardziej cierpi z powodu braku ludzi, którzy znają się na piłce. I to niestety jest prawda. W Polsce wszyscy znają się na wszystkim ale nikt nie zna się na niczym. I u nas to widać dobitnie. Nikt z zarządzających i decydentów oraz sztabu szkoleniowego nie zna się na piłce. Dlatego mamy taką drużynę jaką mamy, chociaż polska liga jest tak słaba, że wystarczyło wygrać z Lechią, GKS, Koroną, słabą Jagiellonią i moglibyśmy walczyć nawet o mistrzostwo. A najgorsze jest to, że naprawdę te mecze były w zasięgu. Wystarczyło tylko kilka decyzji kogoś kto zna się na piłce.
Sensem tego porównania nie jest porównanie samo w sobie, by się teraz spierać, czy Rondic jest lepszy od Robaka, i gdzie w tym wszystkim Wielki Widzew lat 80. – tylko to, że rozwinęliśmy w ostatnim czasie drużynę nierównomiernie. Wzmocniliśmy wszystko oprócz szeroko rozumianego napadu. Dlatego, moim zdaniem, dominujemy ale nie wygrywamy.
Bez sensu to jest zdanie o tym, że legła ma budżet pieciokrotnie większy a tyle samo pkt. Nie, nie ma. My na I drużynę mamy 45 mln, legła cały budżet ma w wysokości 180 mln zł a nie wszystko idzie na Ex. U nas prawie wszystko, bo akademia to tylko 5 mln
Nie ma – piszesz z pewnościa i podajesz wartość z czego? Przeglądu Sportowego? XDD
Niedawno był raport i czarno na białym były przychody obu klubów, wiec podważanie tego dopiero nie ma sensu. A na co wydają swoje pieniądze oba kluby to ich sprawa.
Zgadzam się.
Po meczu z Koroną pierwsza moja myśl (z perspektywy kibica) to: „teraz czas by dać szansę Hamuliciowi”. Jeśli on się nie sprawdzi to ofensywa transferowa nastawiona na napastnika i skrzydłowego.
Mam nadzieję, że pisząc to: „teraz czas by dać szansę Hamuliciowi” nie masz na myśli pomysłu naszego ” genialnego” sztabu na wpuszczanie go w 85 minucie spotkania i na tej podstawie ocenianie jego przydatności. Tak jak powtarzałem przy Shehu za kadencji Niedźwiedzia, trzeba dać mu zagrać dwa trzy mecze w pełnym wymiarze i dopiero można oceniać jego przydatność.
Dokładnie. Każdy z naszych napadziorów to kandydat na ławkę.