Dariusz Cieślak, były pracownik biura prasowego Widzewa, a obecnie wójt Gminy Sędziejowice, swój mecz w sobotę wygrał. Poza boiskiem.
Idea „Sponsora Meczu” na Widzewie jest obecna od samego początku odbudowy klubu w 2015 roku. W książce „Widzew. Reaktywacja” można było przeczytać o szczegółowych kosztach i przychodach z dnia meczowego, w tym również o firmach, których logo trafiało na bilety meczowe, oficjalną stronę i było widoczne w transmisji obok zegara.
„O nazwie sponsora informował spiker, a także artykuły na widzewskich portalach. Cena takiej usługi reklamowej wynosiła wówczas tysiąc złotych„, czytamy w „Widzew. Reaktywacja”.
Można się domyślać, że teraz – po ośmiu latach i czterech awansach – wyceniana jest nieco drożej. Mimo to opłaca się zarówno Widzewowi, jak i sponsorowi spotkania. Ekspozycja marki jest dość duża, a baza odbiorów – lojalna wobec partnerów klubu.
Wydatek na taką promocję zakwestionował jednak Krzysztof Stanowski:
Jego tweet miał blisko 600 tysięcy wyświetleń, co jest najlepszą odpowiedzią na podważaną przez dziennikarza zasadność tego wydatku.
Dobrą ripostę na pytanie, co ma z tego gmina, wysunął dodatkowo wójt. „Promocje na cały kraj naszych ważnych terenów inwestycyjnych za kwotę, za którą nie wybudowalibyśmy nawet 10 metrów chodnika. Pozdrawiam i zapraszam do Sędziejowic!”, napisał Cieślak.
My również polecamy Gminę Sędziejowice i gratulujemy jej świetnego marketingu.
Ciekawe, z jak dużą nawiązką spłaci się reklama „Sponsora meczu”? Jak wzrosło zainteresowanie terenami inwestycyjnymi, o których usłyszało tak wiele osób? Sam ten fakt pozwala już stłumić populistyczne zamiary w zarodku.
Swoją drogą, przyczyni się też pewnie do zwiększenia popularności tego produktu biznesowego w Widzewie. Więcej firm usłyszy o tym, że ma możliwość w „Sercu Łodzi” umieścić reklamę na koszulce rozgrzewkowej zespołu, promować się bandach LED, telebimach, we wszystkich kanałach komunikacji, zyskać bilety VIP, zorganizować konkurs w przerwie i tak dalej…