Mecz z Rakowem Częstochowa jest tym, na który – poza debiutem – czekałem najbardziej, jeśli chodzi o to, co taktycznie przygotował Daniel Myśliwiec.
Z Cracovią nie wiedziałem, jak duże piętno zdołała odcisnąć na zespole dwutygodniowa obecność nowego szkoleniowca. Teraz głowię się, jak zespół Myśliwca zaprezentuje się na tle najtrudniejszego rywala od czasu zwolnienia Janusza Niedźwiedzia. Takiego, który ma indywidualności, ale też wykute na blachę schematy gry.
Jednocześnie wiem, że to nie będą w wykonaniu Widzewa szachy, w których każdy z piłkarzy jest tylko pionkiem sterowanym przez trenera zza szachownicy.
Idea Daniela Myśliwca jest inna: on daje narzędzia, wskazówki, pomysły, ale oczekuje od zawodników samodzielności. Chce, by jego podopieczni wykorzystywali przygotowany na najbliższego rywala materiał, ale nie ślepo.
Plan na mecz? Oczywiście jest, ale on ma im pomóc, a nie ograniczać.
Po odpowiedziach na kolejnych konferencjach prasowych można też wysnuć wniosek, że zawodnicy Widzewa nie są przeładowani wiedzą o rywalu. To dobrze, zwłaszcza przed spotkaniami z drużynami teoretycznie silniejszymi. Wyjazd na mecz z mistrzem Polski można śmiało do tej kategorii zaliczyć.
Mam nadzieję, że to przełoży się na wyjazd do Częstochowy bez strachu. Bez kompleksów. Bez nadmiernego respektu. Skupieni na sobie, a nie zmartwieni klasą rywala. Starający się konstruować akcje myśląc o aspektach, nad którymi pracowaliśmy w ostatnich tygodniach, a nie bojaźliwie przeszkadzający tylko rywalowi, jak w Szczecinie czy Białymstoku.
Przy czym każdą zdobycz punktową, zwłaszcza przy tylu problemach kadrowych, będzie można rozpatrywać w kategorii zysku. Co nie oznacza, że „remis bierzemy w ciemno”. To nie po widzewsku.